Udostępnij ten artykuł:

Kto z nas nie marzył o zmianie, o innym planie życia lub innych wydarzeniach dnia codziennego. Marzenia mogą się spełnić i możemy nawet góry przenosić jeśli tylko uwierzymy. Jednak najtrudniej jest uwierzyć szczególnie, gdy właśnie jesteś w piekle własnej wyobraźni.

Mieliśmy takie chwile w życiu, gdy najchętniej nie wychodzilibyśmy z łóżka. Leżeliśmy dzień, dwa, tydzień, miesiąc i było coraz trudniej. Z dnia na dzień było coraz trudniej przerwać ten stan. Pełni lęku popadaliśmy w autodestrukcję sabotując zmianę tej sytuacji. Z dnia na dzień autosabotaż był coraz silniejszy. Ucisk w klatce piersiowej sprawiał, że oddech stawał się coraz płytszy, a głowę ściskało imadło naszych własnych myślokształtów, które mogłyby nigdy się nie urzeczywistnić gdybyśmy tak usilnie nie powoływali ich do życia.

Na szczęście nadszedł w końcu dzień, gdy w naszych głowach pojawiły się pytania:

* Co jeszcze musi się wydarzyć by zmienić ten stan?

* Jak nisko muszę jeszcze upaść by w końcu się podnieść?

* Czego tak naprawdę potrzebuję doświadczyć?

* Czy moje życie musi tak wyglądać?

Na początku czuliśmy opór, brak chęci do działania. Dalej popadaliśmy w destrukcję własnych myśli. Pojawiały się stwierdzenia: nie dam rady, to już koniec, lepiej nie będzie… Brak wiary w siebie, w to że możemy zmienić zaistniałą sytuację nie dawał nadziei, a co dopiero wiary w jakąkolwiek zmianę na lepsze. Przepłakane godziny i ciągły letarg przyniosły jeszcze większą niemoc. Brak chęci do jedzenia, picia osłabiał coraz bardziej organizm. Destrukcja – tak można określić ten stan. Nasze własne myślokształty doprowadziły nas na kres możliwości własnego upadku. Czy naprawdę to jest jedyne rozwiązanie trudności?

U nas po takiej destrukcji w pewnym momencie pojawiła się złość. Złość na siebie, na innych, na cały świat. Obwinianie wszystkich na około o ten stan naszego funkcjonowania. Dzisiaj wielu ludzi jest właśnie na tym etapie. Bycie ofiarą partnera, dzieci, pracodawcy… to takie modne.

My też to czuliśmy. Byliśmy na tym etapie dopóki nie pojęliśmy, że to wszystko jest lustrzanym odbiciem tego, co nosimy w sobie. Odkryliśmy, że największe pretensje mieliśmy wciąż do siebie. W głębi serca niespełnione oczekiwania doprowadziły nas do tego momentu w życiu.

Dopiero, gdy przenieśliśmy swoją świadomość do upragnionego stanu pozwoliliśmy sobie na zrozumienie i opuszczenie dotychczasowych doświadczeń. Dzisiaj wiemy, że im więcej takich doświadczeń pojawia się w naszym życiu tym szybciej kierujemy swoją świadomość tam gdzie chcemy być. Uczymy się i nabieramy zrozumienia do tego, co nas motywuje, do zmiany świadomości, a co za tym idzie do zmiany naszego otoczenia. Czując, że działamy w zgodzie ze sobą na 100 % nie chcemy tracić czasu na destrukcje. Pozwoliliśmy sobie na wyjście z tego stanu. Dążymy do komfortu bycia sobą i zmiany życia. Realizujemy siebie poprzez zaspokajanie potrzeb. Gdy je zaspokajamy czujemy się szczęśliwi i spokojni. Spełniamy się w tym, co chcemy robić.

Zastanawiając się nad ostatnimi latami naszego życia możemy powiedzieć, że najtrudniej było uwierzyć, że zmiana życia, pracy, otoczenia jest w zasięgu naszych możliwości. Wszystko co nas spotkało było wartościowe. Potrzebowaliśmy tego doświadczyć by być tu gdzie jesteśmy dzisiaj. Cieszymy się z tego, co mamy i jesteśmy za to wdzięczni.

Jeżeli potrzebujesz porozmawiać o swoich problemach i możliwościach ich rozwiązania. Czujesz, że potrzebujesz wsparcia w zmianie życia i chcesz dowiedzieć się więcej na ten temat zapraszamy do kontaktu – Napisz do nas

Beata i Hubert

Zostaw komentarz

Zobacz inne artykuły: